Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

— Coś w rodzaju Rasputina i Cagliostra. Dostać się do niego niezwykle trudno. Przystęp mają tylko wtajemniczeni, należący do jego sekty, bo jakoby nowe bractwo sekretne sformował...
— Czemu nazywają go czarnym adeptem?
— Głosi, pono, kult Antychrysta! Twierdzi, że ce lem oczyszczenia musi przejść ludzkość przez wszystko, a więc i przez kult zła...
— Czy to możliwe?
— Co w naszych czasach jest niemożliwem?... Kobiety formalnie warjują! Mają zebrania, niby orgje średniowieczych sabatów. Odbywa się to rzekomo w okolicach Warszawy, ale jest tak zakonspirowane, że nikt nic konkretnego przewąchać nie może...
Przy ostatniem zdaniu Malińskiego, przyznaję się drgnąłem, ale opanowywując się całą siłą woli, wyrzuciłem ironicznie.
— Et! Bajeczki dla dorosłych dzieci!
— Nie panie! To nie bajeczki! Najlepszym dowodem manja niezrozumiałych samobójstw, jaka opanowała naszą stolicę. Raz po raz się słyszy, że panie młode, przystojne i bogate, nie wiadomo z jakiej przyczyny, kończą swe porachunki z życiem. Dojść prawdy trudno, bo rodziny, ze względów zrozumiałych zatają szczegóły. Mają tam być rzeczy skandaliczne. Poznajdowano jakieś odznaki — symbole czarnego adepta.
— No... no...
— Nie wierzy pan? Powiadam, pierwszorzędna sensacja! Niech się schowa sprawa dr. Sadowskiej. Powinien się pan tem zająć... mimo, że zajmować się tem nie jest zupełnie bezpiecznie... Od paru minut czułem dziwny niepokój. Nie wiem czemu, lecz miałem wrażenie, iż wczoraj właśnie dostałem się w sfery intryg „czarnego adepta”. Jeśli tak było, sytuacja poczynała