i sympatyczniej tam niż w Warszawie, szczególnie o ile się pracuje umysłowo, jak ja. Gdyby...
— Co? mam odwiedzić pana w kawalerskiem mieszkaniu?
— Ach pocóż takie oklepane frazesy dobre dla starych ciotek: kawalerskie mieszkanie! To przestarzałe trąci Mussetem i gryzetką. Wprost proponuję pani, kobiecie par excelance XX w. traktującej mężczyznę, jak mężczyzna, spędzić parę chwil u mnie na werandzie, na miłej pogawędce, przy coctail’u. Mój służący wcale nieźle go przyrządza...
— Ale co świat na to powie? — powiedziałam więcej, żeby coś powiedzieć, niż z przekonania.
— Powie, że postępujemy racjonalnie, jak ludzie którzy chcą mile spędzić popołudnie... pozatem nic... zresztą o ile pani taka „prude” zgadzam się na przyszłość zabierać leciwą guwernantkę! Na dziś proponuję tete a tete. Czyżbyśmy się bali o siebie?
To mnie ukłuło.
— Każda kobieta robi tylko to, co sama chce!
— A więc tembardziej! Zgoda?
— Dobrze, ale tylko na chwilę!
— Przyjmuję z góry wszystkie warunki. O ile nie będę bardzo nudny, może termin zostanie przedłużony. Zresztą twierdzi pani, iż lubi książki, mam bardzo ciekawe wydania...
— Markiza de Sade i Casanovę? Tym pan mi nie zaimponuje!
— Niestety pani, studjuję rzeczy wiele poważniejsze. Jeśli interesują stare Elzewiry...
Auto po paru zakrętach w wązkich uliczkach Konstancina, przystanęło przed jedną z willi stojących na uboczu. Był to raczej niewielki biały domek, o paru pokojach, do którego się wchodziło przez obrośniętą winem werendę. Idealne pustkowie: nawet z blizka
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.