Rozchyliłam leciuchno i... nakoniec ujrzałem co się wewnątrz działo....
Co zobaczyłam, tak przeszło wszelkie oczekiwania.. iż z całej siły zagryzłam wargi, by nie krzyczećgłośno...
Było to spore podziemne pomieszczenie, bez okien, snać by zewnątrz nie wzbudzać podejrzeń. Wzdłuż ścian szerokie, nizkie tureckie otomany, zasłane puszystemi kobiercami. Takież dywany leżały na ziemi. Makaty, w dziwne, kabalistyczne znaki, zdobiły mury, pod jedną ze ścian stał z wyrzeszczonemi zębami kościotrup. Po rogach poustawiane trójnogi z płonącemi wonnościami napełniały komnatę żarem i odurzającym aromatem. Pośrodku stół, oświetlony dwoma olbrzymiemi siedmioramiennemi kandelabrami, na stole szereg potraw i baterje butelek, Przed każdym z biesiadników, zauważyłam, sporą czarę srebrną w kształcie trupiej głowy.
To wszystko, aczkolwiek dziwaczne i niesamowite sprawiające wrażenie, było głupstwem w porównaniu... z szczegółami dalszemi. Kobiety, zasiadające za stołem, były niemal nagie. Z pod jedwabnych narzuconych płaszczów wyzierała biel ich ciał. Zatrzymały na twarzach maski, za cały strój służyły im jedynie długie czarne jedwabne pończochy, niknącę w połysku wysokiego lakierowanego obuwia. Zapuszczona po samą ziemię w jednym z kątów kotara tłomaczyła tajemnicę: tam musiały zrzucić swe zwierzchnie szaty.
Mężczyźni również przybrani w maski i płaszcze, zachowali ubrania. Nie był to jednak strój wieczorowy, ni zwykły. Coś w rodzaju czerwono wiśniowych mundurów czy wysoko zapiętych bluzek, haftowanych w różne znaki, wyzierało z pod wierzchnich narzutek.
Musiano pić nie mało i odnosiło się wrażenie, iż orgja dochodzi do kulminacyjnego punktu. Kobiety, opierały się gołemi ramiony o swych towarzyszów,
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.