widziałam twarz de Loves’a pochyloną nad sobą... Schylała się ku mnie, coraz bliżej... bliżej...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
21 września. Środa. Wczoraj nie miałam siły pisać. Czułam się rozbita, złamana. Duchowo i fizycznie. Podobno wtedy, wróciłam samochodem nad ranem i zataczałam się pijana. Powiedziałam Renie, że byłam u Idy Leszczyńskiej i zanadto dolewano wina. Jak dręczą wspomnienia tej nocy!... To musi być straszny narkotyk. Czytałam kiedyś o trunkach miłosnych średniowiecza i aphodisiaques epoki renesansu. Nigdy nie wierzyłam, teraz przypuszczam... Jestem jeszcze, jak pusta. Czy to była rzeczywistość, czy koszmar i sen?
Dziś dostałam od niego kartkę. Będę... muszę.. Co on chce ze mną zrobić? Co zamierza? Co ze mną dalej się stanie?
Widziałam go, rozmawiałam długo... Starał się mnie uspokoić, mówił zawile o jakichś związkach wyższych, duchowem odrodzeniu przez ciało... Twierdzi, żem jego żoną; jeślim taka zacofana powtórzy ceremonję oficjalnie... Starał się wydrwić, zrzucał wszystko na mnie, na moje niewczesne wtargnięcie... podobno inaczej postąpić nie mógł... Mam nadal bywać na zebraniach, by uniknąć podejrzeń... wszystko potem się ułoży... on wyjaśni... bylem miała zaufanie... Doprawdy nie wiem, co myśleć, co sądzić, w głowie mam chaos, nawet się nie zastanawiam, jak wybrnąć...
Byłam znów wczoraj oficjalnie na posiedzeniu loży „Miłości”. Przeszłam przez szereg wyświęceń