Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na to i przyszedł — odparł apatycznie — gdzie mam siadać?
Wskazałem duży wygodny, skórzany fotel. Potem zważywszy, że seans miał się odbywać przy świetle, wszystkie więc ruchy uczestników były widoczne, przywiązałem jedynie nogi Forka cieniutką wstążeczką do nóg fotelu. Przysunąłem niewielki mahoniowy stoliczek i zajęliśmy miejsca z Reną po obu jego stronach. Pochwyciliśmy pośrednika zaświatów silnie za ręce.. i zapadła cisza.
Medjum stopniowo poczynało zasypiać. Powieki zamykały się, głowa pochylała na piersi. Zakołysał się parę razy i z westchnieniem opadł na stół. Kurczowo zaciskał nasze dłonie, dreszcze przebiegały jego ciało.
— Śpi! — zauważyła półgłosem Rena.
Teraz dopiero rozpoczynał się seans istotny. Należało oczekiwać pierwszych objawów.
Rzeczywiście, po chwili, jak gdyby o poręcz fotelu, rozległo się leciutkie stukanie.
— Powiedz kto jesteś?
Cisza.
— Odpowiedz nam! Czy jesteś obecny?
Usłyszeliśmy jedno mocne stuknięcie, co w myśl alfabetu spirytystycznego oznacza: „tak.”
— Czyś nam blizki?
Jeszcze potężniejsze uderzenie.
— Boże! — wyszeptała Rena.
— Czy możesz nam odpowiadać?
Trzy dźwięki — znak negacji.
— Czy ci kto przeszkadza? Może która z osób obecnych?
Cisza.
— Może światło? Czy mamy je zgasić?
Jedno stuknięcie.