Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaką ja w tem rolę odgrywam?
— Obecnie niemal wyłącznie mówią o panu. On się boi, że pan za dużo wie. Odebrał wprawdzie pamiętnik okultystycznym sposobem, złożywszy wizytę w ciele astralnem...
— Hm... mruknąłem najlepiej poinformowany co sądzić o eterycznej ekskursji.
— Lecz nie jest spokojny! Przypuszcza możliwość rewelacji i pragnie je sparaliżować. Przed niczem się nie cofnie. Siostry nieboszczki, Reny Łomnickiej mniej się obawia, bo sądzi że do rozgłosu ze względów rodzinnych nie dopuści, a skoro do władz bezpieczeństwa się jeszcze nie zwróciła, to już się i nie zwróci... Dlatego na ostatniem posiedzeniu nakazał rozpuszczać wieści, że pan jest sprawcą moralnym samobójczego zamachu... polecił psuć opinię, kompromitować wszędzie. Jeśli to nie pomoże, dodał, rozprawimy się inaczej...
Teraz
pan poznał czego ma się spodziewać...
Chciałem zgłębić niebezpieczeństwo do końca.
— Czy nie mogłaby pani — zagadnąłem — wtajemniczyć czem jest istotnie sekta i kto w jej skład wchodzi?
— Odpowiedź na to dość trudna — mówiła po chwili namysłu — bo nikt jeszcze nie rozgryzł naprawdę czarnego adepta...
— Jak brzmi jego prawdziwe nazwisko?
— Też zagadka! W okresie czasu gdyśmy się znali, występował to jako książe rumuński Bratesku, to hrabia włoski Galliani, ostatnio baron de Loves...
— O tem wcieleniu słyszałem! zauważyłem...
— Skoro się gdzieś pojawi, pozyskuje odrazu szereg zwolenników. Z nich wybiera paru, przeważnie ludzi wpływowych i bogatych, lecz bez woli, lub spragnionych silnych wrażeń. Omotuje ich hasłami