— Daj spokój!...
— Więc radzę...
Nagle raptowna fala gniewu zalała pierś artystki.
— Dość tych ciągłych pogróżek! — zawołała nieoczekiwanie. — Dość! Zrobiłam, coście na mnie wymogli, gdyż mocno siedzę w waszych szponach! Zrobiłam... i odczepcie się odemnie nareszcie..
— Nie tak rychło!
— Nie przeciągaj struny! — gniew Irmy potęgował się coraz bardziej. — Nie przeciągaj, bo pęknie! Najwyżej możecie mnie zabić! Myślisz, że się boję? Lada chwila spodziewam się tego i nie czuję lęku... Och, jak mi życie obrzydło...
— No... no...
— Gardzę wami! Gardzę „nim“ i tobą.. Tobą szczególniej... Myślisz, że nie przejrzałam twojej gry? Poza „jego“ plecami pragniesz zostać moim kochankiem! Nie licz na to! Ty łatku, fałszywy „baronie“, czeladniku od krawca z Tarnowa...
— Ciszej, Irmo!
— Mnie swojemi lordowskiemi minami nie zaimponujesz!.. Dobre dla głupców!... I choć przed chwilą nie wiedziałam, jak uwolnić się od Grota, a tyś mnie uwolnił... szczerze powiem... radam, że jego pięść spotkała się z twojem obliczem... Och, jak ja was nienawidzę!... I zapowiadam!... Więcej do żadnej „roboty“ nie dam się użyć...
— Powtórz to „jemu“...
— „Jemu“? No... o...“ Myślisz, nie powtórzę?
Aczkolwiek ostatnie zdanie wypowiedziała artystka, napozór równie wyzywająco, zabrzmiało ono mniej silnie, niż poprzednie i znać było, że opanowała się, mimo nerwowego podniecenia.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
106