Piąty dzień upływał od czasu śmierci Huberta Świtomirskiego.
Panna Tina miała tyle trosk.... Aż nazbyt wiele trosk, jak na jej biedną główkę... Mimo, że naprzeciw niej, w małym gabineciku, zasiadał szczery i oddany doradca — a najlepszy przyjaciel i nieodłączny towarzysz nieboszczyka.
Był nim, oczywiście — Uszycki.
— Znalazła się pani, panno hrabianko, — mówił — jako spadkobierczyni brata, w ciężkiem położeniu... Gdybym mógł czemkolwiek...
— Dziękuję panu bardzo! — odrzekła dość oschle. — Spadek po Hubie jest żaden, a właściwie długi przerastają majątek... Uczynię jednak wszystko, co w mojej mocy leży, aby najmniejsza plamka nie kalała pamięci mojego nieszczęśliwego brata...
Baron kiwnął głową z przekonaniem. Od chwil paru ledwie bawił u Świtomirskiej, pojawiwszy się u niej po raz pierwszy, od czasu tragicznego wypadku. Poprzednio parokrotnie odwiedzał ją wraz z Hubą — i obecnie udawał wielce skorego do usług