Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

A o tranzakcji z lichwiarzem wiedział baron znacznie wcześniej, niźli mu ją wyznał Huba. Wiedział, aż nazbyt dobrze... Właściwie sam wszystko ułożył... Przerachował się nieco, nie spodziewając się śmierci Świtomirskiego... Nie martwiła go śmierć przyjaciela ani na chwilę, a nawet była na rękę... A nuż uda się oplątać Tinę?
Baron wyprostował się dumnie. Nie przerażała go nawet myśl, że o tych specjalnych kombinacjach nic nie wiedział groźny „on“ — ani też, że nic o nich nie wiedziała Irma...
Pocóż się dzielić, gdy samemu można zarobić wcale pokaźną sumkę...

Bardzo zadziwiłby się Uszycki, gdyby mu o tem doniesiono, że przy rozmowie z hrabianką obecny był jeszcze i ktoś trzeci.
A tym trzecim był — Grot we własnej osobie, znajdujący się w przyległym z gabinecikiem, pokoju.
Gdy Świtomirska weszła do niego, chodził, mierząc wielkiemi krokami zaściełający salonik dywan a zaciśnięte pięści świadczyły o silnem podnieceniu.
— Panno Tino! — zawołał, ujrzawszy hrabiankę, a zwracając się do niej w taki sposób, w jaki prosiła go poprzednio, aby się zwracał. — Czemu nie pozwoliła mi pani wyjść do tego łajdaka? Chętnie spoliczkowałbym gagatka powtórnie! Czemu wogóle przyjęła pani podobne odwiedziny?...
— Cierpliwości, drogi przyjacielu! — zauważyła Świtomirska. — Cierpliwości! Wnet zrozumiesz... I we mnie burzy się krew, na widok pana „barona“... Ledwie powstrzymać się mogłam w czasie pogrzebu, gdy kręcił się wśród rodziny, udając

112