Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy sądził, że koń ten jest najlepszy na torze i żadnego wyścigu nie przegra... Mniemał, iż łatwo spłaci ten dług... Obecnie, dowiaduję się że „Magnus“ przegrał. Co miało nawet być przyczyną katastrofy... Przybywam albo po pieniądze, albo po konia... Oto dowód...
Wyciągnął do Świtomirskiej papier. Ta wziąwszy go do ręki, przeczytała uważnie raz i drugi. Nie ulegało najlżejszej wątpliwości „Magnus“ został zastawiony za dwadzieścia dwa tysiące, na okres dwóch tygodni i dziś — pierwszego czerwca — upływa termin.... O ile pieniądze natychmiast nie będą zwrócone. Lisik miał prawo zabrać konia.
Tina zbladła.
— Czy nastaje pan na dotrzymanie dzisiejszego terminu? Może pan jeszcze zaczeka?
— Niemożliwe, panno hrabianko!...
— Dam dobry procent...
— Niemożliwe!...
— Choć dwa tygodnie... tydzień?...
Lichwiarz rozłożył ręce.
— Odrazu uprzedzałem nieboszczyka hrabiego!.. Pożyczyłem nie moje pieniądze!... Gdybym nie oddał... sam miałbym wielkie przykrości....
— Przecież dostanie pan konia, a nie pieniądze!... Nim go pan sprzeda, też nieco czasu upłynie...
— Jakoś dam sobie radę!...
— Może jednak pan się namyśli?...
— Nie mogę!
Tym razem głos lichwiarza zabrzmiał stanowczo. Oboje zrozumieli, iż dalsze prośby ani perswazje nie pomogą. Grot zrozumiał jedno jeszcze. Jeśli Lisik tak nastawał na zabranie konia, mimo że nie mógł go sprzedać natychmiast za tę cenę, bowiem

119