Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

po ostatnim wyścigu „Magnus“ był nieco skompromitowany, musiał mieć w tem swój cel ukryty. Jeśli zaś miał cel ukryty, to może i należał do szajki, która niczem polip swemi mackami wpijała sie w Świtomirskich? Żokiej wszędzie gotów był widzieć jedną bandę sprzymierzonych wrogów.
— Nie zna pan Uszyckiego? — wyrwał mu się niewiedzieć kiedy okrzyk.
Powieki lichwiarza zadrżały. Wnet jednak z uśmiechem zaprzeczył.
— Uszyckiego? Nie!.... To jest, pana barona znam ze słyszenia... Bardzo godny pan... Ale osobiście...
— A ja myślę, draniu, żeś ty jego kompan! — ledwie nie zawołał Grot.
Nie zawołał. Bo panna Tina, obserwując od chwili żokieja i rozumiejąc co w duszy Grota się działo, silnie ścisnęła go za rękę. Doprowadzanie naprężonej sytuacji do ostateczności, nie miało celu.
— Więc pańskie ostatnie warunki? — rzekła, niby spokojnie, choć drżał w niej każdy nerw.
— Jakież tu mogą być ostatnie warunki? — odparł lichwiarz — skoro, panna hrabianka, dziś nie może zapłacić... koń mój!... Najdalej zaczekam do jutra!... Jutro zjawię się o dziesiątej rano... Albo pieniądze... albo „Magnus“!... To wszystko, co mogę uczynić!...
— Nie wiele...
— Trudno! Sądzę, że o ile, panna hrabianka, nie zbierze odpowiedniej sumy do jutra, żadne przykrości mnie nie spotkają przy odbiorze „Magnusa“? Niemiłoby mi było żądać interwencji władz...
Znów Grot chciał wybuchnąć — i znów powstrzymał go uścisk delikatnej rączki.
— Zbyteczna będzie interwencja władz! —

120