o sobie... Wreszcie nadmienił pan o „demonie wyścigów“... Tym „demonem“ jest jakoby kobieta...
— Ja mówiłem?
— Niech pan się nie zapiera! Powiedział pan najwyraźniej — demon wyścigów to kobieta... Mam wrażenie zdemaskowałem demona...
— Pan zdemaskował?...
Grot wypił znów kieliszek, poczem pochyliwszy się blisko przez stół rzucił:
— Irma!
— Jaka Irma? Przyjaciółka nieboszczyka?...
Skinął głową.
— Irma... i Uszyc....
Niekłamane zdziwienie odbiło się na twarzy Malińskiego.
— Twierdzi pan, że Irma... Uszycki?... Baron Uszycki? Niemożliwe...
— A jednak tak jest! I pan wie o tem doskonale!
Maliński zaprotestował energicznie.
— Pierwsze słyszę... Przysięgam...
Udawał, albo naprawdę nie wiedział. Grot jednak nacierał dalej:
— Ręczę, że jest pan doskonale poinformowany o „demonie wyścigów“!
Maliński potarł ręką po czole. Nagle oświadczył jakimś cieplejszym tonem, jaki rzadko zdarzał się u niego.
— Gdybym nawet wiedział, cóż z tego panu przyjdzie... Dziś i tak już za późno.. W każdym razie nikt z tych, kogo pan wymienił... Skąd pani Irma? Uszycki?... Bajki..
— A Lisika pan nie zna?
— Lisika? — znów rzekłbyś niekłamane zdu-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.
129