Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

no, gdy zabrzmiał dzwonek u wejściowych drzwi.
— Wcześnie pan Lisik przybywa! — pomyślała z goryczą. — Spieszno mu!... Powiem przez służącego, aby poszedł sam do stajni i zabrał „Magnusa“. Zbyt wieleby mnie kosztowało patrzeć na tę obleśnie uśmiechniętą twarz... Chociaż...
I jak tonący, chcąc się ratować, wiotkiej słomki się chwyta, raz jeszcze zrodziło się postanowienie, pomówienia z lichwiarzem, ubłagania go, by zechciał dni parę zaczekać. Ale ku wielkiemu zdziwieniu Tiny, kamerdyner, miast wymienić nazwisko lichwiarza, zameldował:
— Pan baron Uszycki!
Tina skrzywiła się z niechęcią. Czegoż właściwie ten chciał od niej. Nie żywiąc nigdy zbytniej sympatji do osoby barona, po rewelacjach Grota, spozierała nań ze wstrętem. Przychodził, mimo wczorajszej oziębłej odprawy? W pierwszej chwili zamierzała Tina odrzec służącemu, że Uszyckiego nie przyjmie. Uderzyła ją nagle pewna myśl. Jeśli przypuszczenia Grota były słuszne, to może łączył barona jaki tajemny związek z lichwiarzem? Może w tej sprawie przybywał? A nuż on właśnie był tym, który stał schowany poza plecami Lisika?
Zdecydowała się przyjąć Uszyckiego. Gdy wszedł, z ukrytą odrazą na powitanie wyciągnęła rękę.
— Co pana sprowadza o tak wczesnej godzinie? — padło z jej ust zapytanie.
— Tylko szczera przyjaźń! — odrzekł niezwykle serdecznie Uszycki. — Jeśli ośmieliłem się o wczesnej godzinie niepokoić panią, to jedynie

147