bezinteresowną ofiarą kryje się nowy podstęp, tak mocne, że tylko powtórzyła:
— Przyniósł pan pieniądze na wykup Magnusa“?
— Oczywiście!
— Pragnie mi je pan pożyczyć?
— Chętnie!
— Na jakich warunkach?
— Czyż może być mowa pomiędzy nami o warunkach, panno Tino! Jakie pani podyktuje...
Uszycki przemawiał, niczem skończony dżentelman. W oświadczeniu jego nikt, najbardziej nawet uprzedzony, nie dopatrzyłby się chęci podejścia. Mimo wszystko, z ust Tiny wyrwał się niespodziewany okrzyk:
— Dziękuję!... Ale nie przyjmę...
— Odrzuca pani moją bezinteresowną pomoc! — niepomierne zdumienie odbiło się na twarzy barona.
— Nie mogę!...
— Dlaczego?...
Tinie dość ciężko przyszłoby sformułować odmowę. Ciężko przyszłoby jej powiedzieć, czemu odrzuca tę ostatnią deskę ratunku. Choć Uszycki postępował bezwzględnie szlachetnie, choć propozycji jego nie powstydziłby się najuczciwszy człowiek i obecnie wydało się jej, że Grot w swych przypuszczeniach posunął się za daleko — z tej strony nie pragnęła pomocy. Nadal odrzucało ją coś od barona. Zawdzięczać mu wiele, czuć się zobowiązaną? Woli już stracić „Magnusa“...
— Nie!... nie... — powtórzyła z dziwnym uporem.
— Doprawdy nie rozumiem, panno Tino! — nie
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.
149