Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

— W takim razie — oświadczyła Tina, pochwytując ostatnie zdanie Lisika — zabierze pan „Magnusa“. Zaraz napiszę odpowiednią kartkę do stajni, by go wydano... Zaofiarował mi coprawda baron...
Uszycki chrząknął. Lisik z poza przymrużonych powiek rzucił przeszywające spojrzenie.
— Zaofiarował mi baron — dokończyła — znaczniejszą pożyczkę celem wykupienia konia, ale z różnych względów nie pragnęłam skorzystać z tej uprzejmości...
— No... no... cs... — niczem syk żmiji, rozległ się wykrzyknik lichwiarza...
— Prosta grzeczność!... — począł tłumaczyć Uszycki — Grzeczność!... Nie rozumiem...
Ukryta gra pomiędzy lichwiarzem, a baronem uszła uwagi Switomirskiej. Nazbyt inne gnębiły hrabiankę troski. Znudzona jednak niepotrzebnie przedłużającą się sceną, postanowiła ją jaknajszybciej zakończyć.
— Pójdzie pan Lisik do stajni po „Magnusa“... A baronowi raz jeszcze dziękuję!... Teraz, sądzę nie mamy sobie nic do powiedzenia!
— O... zdaje się jeszcze wiele! — rozległ się raptem nieoczekiwany głos.
W obramowaniu drzwi ukazała się wysmukła postać Grota.
Spóźniwszy się o parę minut, stał teraz przyciskając w kieszeni swój skarb, wczoraj z takim trudem zdobyty. Na mężczyzn, znajdujących się w pokoju spozierał z niekłamaną pogardą.
— Panie Grot! — zawołała przestraszona Switomirska, obawiając się jakiego wybuchu rozpaczy, lub gniewu żokieja. — Przecież nie prosiłam...

152