Grot chciał wybiec za nim i możeby w cztery oczy mu coś „soczystego“ na pożegnanie dołożył, lecz Switomirska powstrzymała go za ramię.
— Dość! — rzekła — Gdyby to on nawet był owym tajemniczym wysłannikiem „demona wyścigów“, po dzisiejszej nauczce nie zechce nam szkodzić...
— Ale wydusiłbym z niego...
— Wątpię! A teraz jeszcze podkreślam... Nie chcę rozgłosu, szczególniej, o ile w to zamieszana była ta... Irma... Najważniejsze... Uratowaliśmy „Magnusa“! Jak pan zebrał pieniądze? Umieram z ciekawości...
Kiedy Grot opowiadał szczerze o swojej wczorajszej wyprawie do klubiku i o niespodziewanej wygranej, czoło Tiny przesłonił cień smutku.
— Myślałam — szepnęła — iż inaczej pan wydobył pieniądze!... Podobny sukces niewielki zaszczyt przynosi i wołabym w inny sposób uratować „Magnusa“...
— Cóż miałem robić? Działałem, niczem szaleniec, jakgdyby kto inny kierował mojemi postępkami...
— Rozumiem.. I choć mi trochę przykro, ale w gruncie się cieszę... „Magnus“ z powrotem jest nasz i nikt go nam nie odbierze!... Nasz wspólny!... Rozumie pan... I dziwna tu zachodzi sprawiedliwość losu... „Magnusa“ utraciliśmy przez grę... odzyskaliśmy go dzięki grze...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Jeśli Uszycki opuścił wielce zaaferowany mieszkanie Switomirskiej rozmyślając w jaki sposób ze skomplikowanej, dzięki spotkaniu z lichwiarzem sy-