Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

ni przyjść z pomocą!... Zresztą nie wiele tu mojej zasługi... Szczęśliwy zbieg okoliczności...
— A jednak!
— Cóż, a jednak?
— Jednak, w najlepszym razie mogę uważać „Magnusa“ za naszą wspólną własność... W razie wygranej odpowiednio będziemy musieli się podzielić...
— Naprawdę, obraża mnie pani, wciąż wspominając o pieniężnych rozrachunkach! Pozostawmy ten temat na później. Całkowicie mi wystarcza, o ile „Magnus“ w moich barwach pierwszy stanie u mety.
— Postanowiłam...
— Naprawdę, prosiłbym panią, abyśmy nie powracali do tej rozmowy przed „Derby“...
Świtomirska zastanawiała się chwilę.
— Sądzi pan — rzekła, uśmiechnąwszy się — że podobny podział skóry na niedźwiedziu przyniesie nieszczęście?... Hm... Zgoda!... Zgadzam się odłożyć naszą dzisiejszą rozprawę po „Derby“... Ale wtedy zażądam stanowczo...
— Ja również będę stanowczy, bo nigdy się nie zgodzę na propozycję pani!
— Zobaczymy!...
Ostatni wykrzyknik padł z ust Tiny już znacznie weselej. Znać było, że pozbyła się jakiegoś ciężaru z serca. Rozmowa ta była wstępem tylko, bo hrabianka pragnęła jeszcze o coś żokieja wybadać, o coś, co ją obchodziło najwięcej.
Grot również odetchnął.
Niech wie Switomirska, że bynajmniej nie zamierza wykorzystać położenia. Tembardziej...
Tina teraz spoglądała filuternie.
— Ale pan uparty, panie Grot!
— Jak kiedy...

165