Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

„robotę“ — mówił dalej nieznajomy, nie zwracając uwagi na ironiczny wykrzyknik — A na dowód, jak wielkie mamy do pana zaufanie, doręczam zadatek, połowę tej sumy...
Wyciągnął w kierunku Grota sporą kopertę. Ten cofnął się oparę kroków, tłumiąc przekleństwo. Jeszcze chwila, a czuje, iż mimo groźby wymierzonego browninga, skoczy łajdakowi do gardła.
— Nie chce pan brać? — ironicznie zauważył nieznajomy. — Wszystko mi jedno, kładę na ziemi.. Później pan podniesie... Teraz czas nagli. Resztę otrzyma pan po wyścigu, jak również dalsze instrukcje. No i proszę dobrze zapamiętać, że w razie niewykonania naszego zlecenia, grozi poważne niebezpieczeństwo...
— A łotrze! — krzyknął Grot i rzucił się naprzód.
Tamten jednak już znikł, jakgdyby pod ziemię się zapadł. W tejże chwili rozległ się warkot motoru i zauważył szybko oddalający się samochód. Stał ukryty w głębi uliczki i do niego wskoczył nieznajomy.
Grot postał chwilę, poczem zawrócił i podniósł kopertę. Podszedł do najbliższej latarni, rozerwał ją i stwierdził, że zawiera ona paczkę banknotów.
Powoli skierował się do domu.
Gdy zadzwonił do bramy jednej z kamienic przy ulicy Litewskiej, w której zajmował skromne jednopokojowe mieszkanko, dozorca szepnął tajemniczo:
— Pozostawiono tu dla pana liścik.
— List? Dla mnie? — powtórzył zdziwiony. Od kogo?
— Pewnikiem od jakiej pani... bo pachnie!
Po chwili czytał:

15