Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

Znalazłszy się w pokoiku, przekręcił kontakt — stajnię oświetlano elektrycznością — i rozejrzał się dokoła. Pośrodku stało polowe łóżko, obok na krześle walizka z rzeczami przyniesionemi z mieszkania Grota.
Dochodzi dziewiąta. Zbyt wcześnie, nie uśnie. Wziął do ręki jakąś sensacyjną powieść, którą przyniósł ze sobą i rzuciwszy się w ubraniu na posłanie, począł przerzucać kartki. Rychło jednak spostrzegł, że wzrok mechanicznie biegnie po wierszach książki i że nie rozumie tego, co czyta. Odrzucił romans.
— Zbyt podniecony jestem! — mruknął.
Istotnie zbyt był podniecony i choć myśli natrętne odpychał, uporczywie powracały po chwili. Kto przysłał ostrzeżenie? Czyżby Irma? Co ją skłoniło do tego? Wyrzuty sumienia? Jest ofiarą ludzi przewrotnych? Zagadka. Któżby inny, jak nie Irma. Ale cóż to za niebezpieczeństwo? W nocy ma nie opuszczać stajni? Czemu? Toć słusznie niedawno zauważył w rozmowie z Błaszczykiem, że szturmować stajni nie ośmielą się i na lada zawołanie ludzie na pomoc pospieszą... Szturmować stajnię? Śmieszne doprawdy! Toć nie pustkowie... Raczej może jaki łajdak usiłować się zakraść. Lecz mu to się nie uda...
Raptem nowa refleksja przemknęła przez głowę Grota.
— A nuż kawał...
Tak, nic innego, jak kawał!... Znakomicie obmyślony. Wiedzą, że „Magnusa“ pilnuje, niczem oka w głowie i do stajni przedostać się nie sposób. Umyślnie przysłano „ostrzeżenie“, żeby go zdenerwować. Odebrać spokój ducha, zmusić do czuwania przez

173