dwie noce. Zmęczyć ciągłą obawą, osłabić przed wyścigiem, w ten sposób zmniejszyć szanse w „Derby“...
— Rozumiem...
Zerwał się z posłania, podbiegł do kontaktu i zagasił światło. Chcą go zmusić do bezsenności, on uśnie... Chcą go osłabić — będzie wypoczęty... Zaśnie, bo teraz uspokoił się zupełnie...
Mimo jednak, że ciemność zapanowała w izdebce, sen nie kleił powiek Grota. Nadal leżał na łóżku w ubraniu, odruchowo przyciskając browning w kieszeni.
Wtem....
Wydało mu się, iż słyszy jakiś szmer, rzekłbyś chrobotanie myszy. Myszy w stajni — możliwe! Nie zwrócił nań większej uwagi. Ale szmer powtórzył się, mocniejszy, bardziej podejrzany.
— Et, nie myszy!... Cóż to takiego... Czyżby kto krążył dokoła stajni?
Nie zapalając światła, wybiegł z izdebki na palcach i przywarł uchem do drzwi w przedsionku. Nic. Wszędzie cisza.
— Przywidzenie...
Już miał, powróciwszy do izdebki, rozebrać się i lec ostatecznie do łóżka, sam śmiejąc się z własnego zdenerwowanie, gdy nagle posłyszał znów odgłosy, tym razem koło okienka pokoiku.
Nie mylił się!...
Ktoś stał za oknem. Ale nie ukrywał swej obecności, bo wnet w szybę rozległo się delikatne pukanie.
— Kto tam?
— Ja... — zabrzmiał cichy kobiecy głos.
— Kto?
— Ja... Tina... Świtomirska...
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.
174