Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

glądem zwracać uwagi — a blada twarz nosiła ślady obawy i podniecenia.
— Słyszałam jakiś hałas? — padło z jej ust nieśmiałe zapytanie.
— Grot obudził się zawcześnie! — spokojnie, nieco ochrypłym głosem odparł mężczyzna, po którym nie znać było, iż niedawno stoczył walkę — Zbyt słabą dostał dawkę chloroformu! Obudził się i wybrał tutaj z wizytą... Tem gorzej...
— Tem gorzej?
— Oczywiście dla niego! Poznał mnie, a nawet rozmawialiśmy dłuższą chwilę po polsku!
— Poznał?
— Tak! Lecz uspokoiłem i odniosłem z powrotem na łóżko, panicza!
Irma wzdrygnęła się lekko. Znając człowieka, który występował pod nazwiskiem Smitha, domyślała się, jak wyglądać musiało owo „uspokojenie“.
— Co zamierzasz z nim zrobić?
Mężczyzna zapałał nowe cygaro.
— Hm!... — mruknął — Co zamierzam? Sam wydał wyrok na siebie...
— Wyrok na siebie?
— Skoro poznał! Toć nie wypuszczę na wolność niebezpiecznego świadka!
— Więc?
— Postąpię z nim tak samo, jak z Uszyckim!
— Boże! — mało nie wyrwał się z ust Irmy cichy okrzyk przestrachu, pohamowała się jednak w porę.
Mężczyzna chodząc wielkiemi krokami wzdłuż gabineciku i raz po raz wypuszczając z ust spore kłęby dymu, tymczasem rozważał:
— Teraz sam mu zaaplikowałem porządną dozę narkotyku!... Na kilka godzin wystarczy!... Póź-

182