Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale posłużył mi on za znakomite narzędzie. Z jednej strony, grając przeciw „Magnusowi“, pragnąłem zagarnąć sporą sumę, z drugiej — chciałem zdobyć „Magnusa“. To świetny koń i gdyby nie Grot... Skąd on wydostał pieniądze na wykupienie ogiera? Podobno wygrał w klubie?
— Słyszałam...
— Mniejsza z tem... Otóż, chciałem zdobyć „Magnusa“... Nasłałem tedy, w porozumieniu z Uszyckim, który znakomicie był poinformowany o interesach Świtomirskiego, Lisika...
— Ty nasłałeś Lisika?
— Oczywiście! Jeśliś nie wiedzała, bo pamiętam, że z wielkiem zdziwieniem powiadomiłaś mnie telefonicznie o tej wizycie, to tylko dlatego, że nie miałem do ciebie całkowitego zaufania...
— Nie miałeś?
— Daruj, ale nie miałem!... Czynić więc mogło wrażenie, iż to ktoś inny stoi za plecami Lisika...
— Sądziłam, iż to sprawka Uszyckiego!
— Uszycki stale był moim pionkiem, tak samo, jak i Lisik. Dopiero w ostatnich czasach zaczął się buntować. Odpokutuje za to! Myślisz, że ze wszystkiemi jestem szczery? Lisik naprzykład, nic nie wie o dzisiejszej przygodzie.
— Nie wie?
— Zbyt wielki tchórz! Przeraziłby się odpowiedzialności. Nie wielu znajdziesz ludzi, na których liczyć można w potrzebie!
Może mówiąc te słowa myślał o jednym jeszcze pomocniku, którego czasem używał. Był nim Maliński. Ale Maliński zato nie wiedział nic, ani o Lisiku, ani o Uszyckim. Dobrze nawet nie znał „de-

188