Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyżbym mógł mieć do ciebie zaufanie? — mruknął.
— Ty się jeszcze pytasz, czy możesz mieć zaufanie? — zawołała — Któż zatruł „Magnusa“? Kto wywabił Grota?
— Hm... tak...
— Cóż innego mogło mnie skłonić do podobnego postępowania, jak nie zemsta! Mścimy się oboje! Dokuczył ci on, mnie również porządnie dotknął. Obraził moją miłość własną!
Chwilę zaległa cisza. Mężczyzna znów wielkiemi krokami mierzył gabinecik. Przystanął przed Irmą, powziąwszy decyzję.
— Bardzo mnie to cieszy — rzekł — com z twoich ust posłyszał! Będziesz mi pomocna do końca...
— Chętnie!
— Już świta! Muszę opuścić willę i oczywiście, aby nie wzbudzać podejrzeń, więcej tu się nie pokażę... Ty zato dopilnujesz wykonania wszystkiego...
Posłyszeć te słowa od brata było jej najgorętszem życzeniem.
— Możesz liczyć na mnie!...
— Wraz z tobą pozostaną dwaj moi ludzie... Ty przez dzień jutrzejszy będziesz dbała tylko o to, aby Uszycki i Grot pozostali w stanie nieprzytomnym, oni załatwią resztę...
Całą siłą woli ponownie postarała się ukryć dreszcz, jaki wstrząsnął jej postacią...
— Ściśle... wykonam... — cicho szepnęła.
— A gdy robota zostanie ukończona, zawiadomisz mnie natychmiast!...
— Zawiadomię...
Podszedł do krzeszła, na którem leżało palto i powoli je wdział, powstawiwszy do góry kołnierz.

192