czej złożyły się okoliczności. Pojąć nie mogła, ona która przywykła stale sprzedawać się za pieniądze, że istnieć może ktoś, kogo za pieniądze się nie kupi. Pojąć nie mogła, iż można nią wzgardzić, przenieść uczciwość ponad jej względy. Później dopiero zaczęła wszystko tłomaczyć po swojemu, gdy dobiegły ją słuchy, że Grot kocha się w Świtomirskiej. I jeśli za pierwszym razem zastrzykując narkotyk „Magnusowi“, działała zmuszona do tego niemal przez brata — drugiej misji — wyciągnięcia ze stajni żokieja, początkowo podjęła się chętnie. Wzgardził nią, rozmiłował się w Tinie? Acha, doskonale!.... Nie wygra „Derby“, przestanie udawać wielkiego, skończy się idylla z hrabianką!... Potem, wstrząsnęły sumieniem wyrzuty... Wiecznie ma łamać mu życie? Poco? Wtedy pod wpływem szlachetniejszego porywu, a może i resztek miłości — przysłała ostrzeżenie.... Nie usłuchał, wyszedł ze stajni... Cofać się było za późno... Musiała swe zadanie spełnić do końca... Nie sądziła jednak nigdy, że zabrnie tak daleko, że porwanie zakończy się — morderstwem Grota.
Brr... Okropne.... Należy go za wszelką cenę ocalić...
Zerknęła na zegarek.
Upłynęło od czasu odejścia Smitha pół godziny. Ludzie pozostawieni przez niego zapewne ułożyli się do snu. Śmiało zajrzeć może. Zresztą, czyż nie zapowiedział brat, że ona tu rządzi, a tamci mają jej się słuchać.
Zerwała się z fotelu i cicho otworzywszy drzwi, przebiegła na palcach pokój sąsiedni, w którym leżał skrępowany Uszycki.
Rzuciwszy na uśpionego tylko przelotnie wzrokiem, nacisnęła następną klamkę — i znalazła się
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.
196