Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jedyny! Innego niema!
— Sądzisz, że prędko się z niemi uporasz?
— Nie wiem! Zapewne zajmie to parę godzin! Musisz czekać cierpliwie!
— Będę leżał, niczem kamień!
— Oto właśnie chodzi!
Porozumienie zostało całkowicie ukończone. Na szczęście, nikt Irmie w zupełnem wypowiedzeniu się nie przeszkodził.
— Wiesz teraz — rzekła, zamierzając się oddalić — co masz robić i czego się spodziewać! Postaram się zmniejszyć nieco moją winę... Oczekuj więc spokojnie i chwilami pomyśl, że nie jest znów tak zła Irma, jakby się wydawało...
Nie odparł nic. Ona odchodziła powoli.
— Muszę jeszcze zajrzeć do Uszyckiego... Jeśli oprzytomniał, to go uprzedzę... A do ciebie postaram się wpaść na chwilę podczas „uczty“ z drabami i opowiedzieć, jak idzie.... Muszę też przynieść, co do zjedzenia, żebyś siły odzyskał...
Grot teraz dopiero poczuł porządny głód. Chciał jakieś słowo podziękowania wydusić ze siebie, ale Irma już znajdowała się za drzwiami.
— Z kolei Uszyckim musiała się zająć.
Pochyliwszy się nad nim spostrzegła, że spoczywa w tej samej pozycji, co poprzednio. Głowa z sunęła się trochę z podłożonej przez nią poduszki, a dwie nieruchome ręce tworzyły żółte plamy po bokach ciała.
Podniosła jedną z nich do góry. Była zimna i sztywna i bezwładnie opadła na dół.

204