Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

miała i wczorajsza „partyjka“, bo w porządniejszych klubach, nie mógł się już Huba pokazać, będąc wszystkim dookoła winien. Przegrał pieniądze, zgoła na co innego przeznaczone i sytuacja przedstawiała się wcale poważnie... Jedno tylko pocieszało Hubę...
— Moja kochana — odezwał się, cedząc jak zwykle powoli wyrazy — mam wrażenie... dziś jeszcze będziemy mieli... złocisze....
— Jakto? Skąd?
— Telefonował do mnie... do „Bristolu“... jakiś Lisik... Sam zaofiarował pożyczkę...
— Tobie zaofiarowano pożyczkę? — wielkie zdziwienie zabrzmiało w głosie Irmy.
— Tak!... Powiedziałem mu, żeby przyszedł tu do ciebie o piątej. Wszak niezadługo piąta...
— Tutaj przyjdzie?
— Hm... sądzę... napewno...
Duże oczy pani Irmy bardziej jeszcze rozszerzyły się ze zdumienia. Przywykła do tego, iż Huba w jej mieszkaniu załatwiał swoje sprawy finansowe, niezbyt lubiąc przesiadywać w „Bristolu“, gdzie go niepokoili natrętni wierzyciele, lecz zrozumieć nie mogła, aby znalazł się ktoś, proponujący swe usługi hrabiemu. Zerknęła tylko na zegarek. W rzeczy samej za parę minut już piąta...
Chwilę zaległa cisza.

Podczas, gdy pani Irma przerzucała jakieś ilustrowane pisma, leżące na stole, Huba, choć nie dając tego poznać po sobie, niecierpliwie śledził bieg wskazówek zegara. A co się stanie, jeśli ów Lisik nie przyjdzie? O tem wolał jeszcze nie myśleć. Bo nie tyle trapiło go wspomnienie, iż wczoraj przegrał piętnaście tysięcy, resztę z zadatku na

19