że duch już opuścił wyprężone ciało. Sądząc, że całkowicie przekonała opryszków, powróciła do gabineciku, starannie zamykając za sobą drzwi, jedne i drugie...
— Widzą panowie, że skończona prawie nasza „robota“... Niema kogo pilnować... Drzwi zamykam, bo niezbyt miły widok nieboszczyka...
— A no, to se możem odpocząć! — znów mruknął „Malowany“ — Mnie tam nieboszczyka widok nie straszny, ale kiedy panienka chce... Tylko poco cięgiem o umerlakach gadać? Nie lepi to żywym się zająć... Nie jedlim nic od rana...
O to tylko Irmie chodziło.
— Rozgoście się panowie w kuchence! — zawołała — wnet wszystko przyniosę!
Poczęła szybko rozpakowywać zapasy pozostawione przez Smitha.
Niezadługo na sporym kuchennym, drewnianym stole znalazł się cały szereg przekąsek. Kiełbasa, szynka, ser, bułki, masło, ryby w puszkach. Ale z nie pokojem zauważyła Irma, iż zaledwie są dwie flaszki alembiku i kilka butelek piwa. Snać „demon wyścigów“ dobrze znając swoich pomocników, obficie zaopatrywał ich w jedzenie, a skąpiej w trunki.
— Cóż to dla takich obwiesiów znaczy! — nawiedziła jej główkę smutna refleksja — Nie poczują nawet...
Nagle przypomniała sobie, że w szafce, znajdującej się w gabineciku, pozostał pewien zapas whisky — ulubionego trunku Smitha...
— Tem ich dobiję...
Pełna otuchy zajęła miejsce przy stoliku, udając apetyt. W innych okoliczościach nie przełknę-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.
208