Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

ki do gabinetu, nie krępując się już teraz wcale obecnością pijanych, pobiegła do żokieja.
Na stuk drzwi „Malowany“ nieco otworzył jedno oko i popatrzył wślad za znikającą kobietą...
— Mądraś ty, och mądra! — mruknął, śród pijackiej czkawki. Ale i ja nie frajer... a twój trunek nie taki znów mocny.... Cholera, psia mać!... A z tej pukawki, coś mi z kieszeni wyciągła, to długo możesz pstrykać, nim wystrzeli... Dawno wyświdrowałem naboje...

— Skończone, Janek! — zawołała z triumfem, wpadając do Grota. — Położyłam drabów!...
Żokiej żywo poderwał się na swem posłaniu.
— Dałaś im radę?
— Spili się obaj i leżą, jak kłody! Niema, jak whisky! Zdołałam nawet to zdobyć! — wyciągnęła do góry z dumą browning, nie nadmieniając jednak w jakich okolicznościach nastąpiła ta zdobycz.
— Browning! Świetnie!
Zeskoczył z łóżka i wykonał szereg ruchów, sprawdzając sprawność swych mięśni.
— Jak się czujesz?
— Wcale nieźle! Zjadłem twoje butersznyty z apetytem i trochę powróciłem do sił... Bolą mnie jeszcze gnaty i głowa, ale od biedy mogę stoczyć walkę...
— Żadnej nie będzie walki!
— Takaś pewna, że się nie obudzą?
— Najpewniejsza! Powtarzam, są nieprzytomni!. Można ich powiązać, niczem baranów...
— Na wszelki wypadek daj browning...
— Masz... Zbyteczna jednak tu broń...

214