Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

sprzedany w lubelskiem majątek, który po pijanemu zdążył przedtem już sprzedać komu innemu i że z tej sprawy dość ciężko będzie się wywikłać, nie tyle trapiła go myśl, iż nie może doręczyć przyobiecanej sumy przyjaciółce — ile to, iż brak mu nawet na grubszy zakład o „Magnusa“. Wszak zapewniał Grot, że „Magnus“ posiada jutro pierworzędne szanse na wygraną... „Magnus“ wogóle może Świtomirskiego postawić na nogi i w chwili obecnej jest jedyną hrabiego nadzieją, gdyż reszta jego koni nie odznacza się większą „klasą“.
Niechaj tylko zwycięży jutro, później w „Derby“... — odrazu Huba wyjdzie z najprzykrzejszych długów i pozwraca pobrane na majątek zadatki. Byle mieć pieniądze na znaczniejszą stawkę. Odbije się — inni przy nim też zarobią, bo hrabia ma szeroki gest. Zapewne ten Lisik poczuł dobry interes, coś przewąchał o „Magnusie“, gdy sam zaofiarowywuje pożyczkę...
Drgnął. W przedpokoju zabrzmiał dzwonek. W progu ukazała się fertyczna subretka.
— Jakiś pan z interesem do pana hrabiego... Czy mam prosić?
— Ależ proś! — zawołał niezwykle żywo Świtomirski, aż uniósłszy się nieco z radości na swem miejscu.
W ślad za subretką, wkroczył do pokoju mały, przygarbiony jegomość, wygolony, w wielkich amerykańskich okularach. Starszy już, ubrany czarno, na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie typowego, pokątnego „kapitalisty“. Szedł, zgięty w ukłonach, starając się temi ukłonami zaznaczyć zapewne swój wielki respekt dla osoby Świtomirskiego. Na panią Irmę zerknął nieco z ukosa.

20