Słuch jej z natężeniem łowił odgłos telefonicznego dzwonka...
Lecz chłopak, choć ściśle spełniał otrzymane zlecenie, nie donosił nic pocieszającego. Dzwonił zaraz po powrocie do stajni, później o wpół do dziesiątej, dziesiątej... Pana Grota nie było...
Dłużej nie mogła się wahać.
Wszak tu nie tylko o doskonałego żokieja chodziło. Nie tylko o zwycięstwo „Magnusa“. Grot, dla Tiny znaczył daleko więcej. Wolała go odnaleźć, niźli nawet wygrać „Derby“.
Wsiadła do taksówki i rzuciła adres. Nie był to adres policyjnego urzędu.
Tina, pragnąc jeszcze uniknąć rozgłosu, postanowiła zwierzyć się z swych trosk prywatnemu detektywowi Denowi. Słyszała o jego niezwykłych zdolnościach i o szeregu zawikłanych spraw, jakie świetnie przeprowadził.
Den, na szczęście, był w domu.
— Panno hrabianko — rzekł detektyw, przystojny, szczupły mężczyzna, ubrany z nieposzlakowaną elegancją, gdy wysłuchał opowieści o zniknięciu żokieja — sprawa jest nader skomplikowana i ciężka... Czemu pani nie zawiadomi policji? I ja przypuszczam, że porwano pana Grota... Policja rozporządza daleko potężniejszemi odemnie środkami i szybciej może go odnaleźć. Bo zapewne dobrze go ukryto. A czas nagli... Jutro „Derby“...
— Zupełnie zgadzam się z panem — odparła — o ile pańskie dochodzenie nie da wyników. Wolałabym jednak sprawę załatwić inaczej... Poufnie.. Wiąże się ona z jakimś tajemniczym „demonem wyścigów“ i nie po raz pierwszy czyniono zamachy na Grota... Naprzód starano się go przekupić, gdy
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/221
Ta strona została uwierzytelniona.
219