Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

się przekupić nie dał, zatruto mu konia, ostatecznie znikł... A co do tamtych historji posiadam pewne poszlaki.
— Pani posiada poszlaki?
— Tak! Są w tem zamięszani, niejaki baron Uszycki i artystka Irma Morena. Panią Morenę zaś łączył bliski stosunek z moim nieboszczykiem bratem, dla tego nie życzę sobie wywoływać skandalu.
Detektyw skinął głową.
— Teraz wszystko powtórzę — jęła drobiazgowo opowiadać detektywowi szczegóły poprzednich wydarzeń, nadmieniwszy i o Lisiku.
Detektyw starannie notował nazwiska i dane na leżącej przed nim kartce papieru. Gdy Świtomirska skończyła, chwilę pozostał w zadumie.
— Hm — mruknął — Lisik? Znam... Niebezpieczny lichwiarz i wielka kanalja. Ale żeby na porwanie się ważył? Wątpię! Uszycki? Słyszałem. Niebieski ptak. Dziwiło mnie bardzo, że hrabia nieboszczyk dopuszczał go do swego towarzystwa. Czyżby on? Co zaś się pani Moreny tyczy...
Tu urwał, jakby nie chcąc głośno dokończyć swoich refleksji.
— Sądzę, że po tej nitce możnaby dojść do kłębka! — zawołała Tina.
— Zapewne... zapewne... Wszystko to łączyć się musi... Daje mi pani cenne wskazówki... Zaraz biorę się do roboty.
Widać było, że detektyw zapalił się do sprawy. Umówiwszy się z nim, że po południu ją o wyniku swych dochodzeń zawiadomi, Świtomirska, nieco uspokojona, opuściła mieszkanie Dena.
Przyobiecana pomoc detektywa wlała w nią otuchę i nadzieję.

220