Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

— Maliński? Nie znam! O co mu chodzi?
— Powiada, że w jakiejś sprawie, obchodzącej pannę hrabiankę... Twierdzi, że bardzoby panna hrabianka tego żałowała, gdyby go nie przyjęła...
Po chwili przed Świtomirską stał dość niepozorny, choć przyzwoicie ubrany mężczyzna, którego twarz świadczyła, iż przez niejedno przeszedł w życiu. Podczas gdy Tina przyglądała mu się z zainteresowaniem, starając się odgadnąć cel odwiedzin, pierwszy rozpoczął:
— Jestem Maliński! Nazwisko moje nic pannie hrabiance nie powie! Ale przybywam w sprawie Grota...
— Grota?
Czyżby ten mógł służyć informacjami? Radośnie drgnęło serce Tiny. Skwapliwie wskazała nieznajomemu na fotel.
— Proszę, niech pan usiądzie... Przynosi pan wiadomość o Grocie?... Wszak zaginął...
Maliński zajął miejsce naprzeciw Świtomirskiej.
— Wiem, że zniknął i wiem, że przypuszczają, iż został porwany, aby nie mógł uczestniczyć w „Derby“.. Otóż, może się przydam...
— Proszę mówić prędzej! — mało się nie wyrwał okrzyk Tinie.
— Panno hrabianko! — rzekł z pewnem zażenowaniem. — Mam nadzieję, że nasza rozmowa będzie nosiła poufny charakter.
— Zaręczam...
— Więc zechce mnie pani spokojnie wysłuchać. Ceniłem i lubiłem wielce Grota za jego prawość i szlachetność... Niestety, nie zawsze schodziły się nasze drogi i ja dla zarobku musiałem postępować inaczej...

227