— Ja za to mam niezwykle ważną wiadomość! — nie pozwoliła mu dokończyć zdania. — Przybył do mnie ktoś, kto może wskazać, gdzie prawdopodobnie więżą Grota...
— Niemożebne!
— Niech pan w tej chwili przyjeżdża!
— Już jadę!
W niespełna kwadrans później cała trójka — Tina, Den i Maliński — mknęli autem przez miasto, kierując się w stronę Pragi. Była godzina po ósmej i poczynało się już zmierzchać.
Wyminięto Pragę, skierowano się w stronę Grochowa. Za Grochowem, Maliński polecił szoferowi zwolnić tempo i począł bacznie się rozglądać.
— Jechałem wtedy pociemku — mruczał — ale uważałem dobrze... Jakbym się domyślał, że to kiedy na coś się przyda... Willa stoi nieco na uboczu... Lasek... zarośla...
— A może zmylił pan drogę? — zauważył Den.
— Nie... nie.. Tu napewno!... Zaraz natrafimy na murowany krzyż... Jest!...
— Prawda!
— Teraz skręcimy na lewo...
Jeszcze parę minut jazdy i naprężonego oczekiwania.
— O, lasek!... Za laskiem przystaniemy...
Istotnie, gdy samochód przemknął przez zagajnik, zdala zamajaczyły kontury niewielkiego domostwa.
— Wysiadamy...
Willa leżała przed niemi może o sto kroków. Bezpieczniej pieszo się tam udać. Mały, parterowy, drewniany domek czynił opuszczone wrażenie.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.
230