Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niemożliwie, panie hrabio! — Lisik potrząsnął głową — Powtarzam, nie moje pieniądze... Zwrócić je muszę w pierwszych dniach czerwca inaczej miałbym wielkie przykrości...
Huba zastanawiał się chwilę. Wierzył święcie, że „Magnus“ wygra nie tylko jutro, ale i wyścig następny, za dziesięć dni, przed pierwszym czerwca. Wierzył i wiedział, że w takim razie poczyniwszy za pieniądze otrzymane od Lisika znaczniejsze zakłady, może odbić się porządnie, nie czekając nawet na „Derby“. Jednocześnie jednak ogarnął go jakiś lęk, jakieś niewyraźne przeczucie nieszczęścia. A nuż którą z tych gonitw, koń przypadkiem przegra? Utraci „Magnusa“, a „Magnus“, to obecnie jedyny jego majątek. Nie będzie w stanie zwrócić długu Lisikowi i ten zabierze mu konia, a później go sprzeda i „Magnus“ w obcych barwach stanie pierwszy u celownika w największym biegu sezonu.
Lisik spostrzegł wahanie się hrabiego. Stary wyga, postanowił rzucić najmocniejszy i najbardziej przekonywujący argument. Wyciągnął z kieszeni dużą paczkę banknotów i niby od niechcenia począł liczyć...
— Zgadza się... Dwadzieścia tysięcy — mruknął, — Czy namyślił się pan hrabia?
Przed oczami Świtomirskiego zamigotały setki i pięćsetki. Jedno słowo, a ta paczka jest jego, podczas gdy obecnie nie posiada pięciu złotych w kieszeni. Wtedy będzie mógł pojechać do Ciemniowskiego i zaproponować zakład powtórnie — bo wczoraj, po przegranej w klubie, gdy mu ofiarował czek na pokrycie zakładu, zbył on go tylko milczeniem. Da również Irmie kilka tysięcy — i zdobędzie za tę cenę na parę dni spokój. A wieczorem

24