są perłową stoliczek, na nim zaś ustawiony aparat telefoniczny.
Pochwyciła za słuchawkę, wymieniając numer. Po chwili naprężonego oczekiwania, posłyszała na drugim końcu telefonicznego drutu głos, jaki spodziewała się posłyszeć.
— To ty? — rzuciła zapytanie.
— Ja! Dla czego dzwonisz? Raz na zawsze zabroniłem ci telefonować bez wyraźnej potrzeby! — padła szorstka odpowiedź, wypowiedziana nieco ochrypłym głosem.
— Sprawy ważne! Huba sprzedał prawie konia...
— „Magnusa“? Komu?
— Jakiemuś Lisikowi! Czy wiesz coś o tem?
— Hm... Lisikowi? Cóż to za Lisik? Sprawdzimy... Ciekawe...? Pamiętaj, że „Magnus“ jutro przegra...
— Przegra? Czy Grot złakomi się na przynętę?
— Sądzę, iż nie zechce wojny z „demonem wyścigów“! Jak myślisz? Chyba znasz nasze środki...
Tyle siły zabrzmiało w tej pogróżce, iż zazwyczaj pewna siebie Irma pobladła. Istotnie, aż za dobrze znała ludzi, z których jednym rozmawiała obecnie. Tymczasem tamten mówił dalej:
— Czy pamiętasz, co masz jutro wykonać?
— Tak! — szepnęła cichutko.
— Liczymy na ciebie... i wiesz, że on nie znosi zawodu, lub źle wykonanej roboty...
Znów westchnienie wyrwało się z piersi Irmy. Już otwierała usta, aby z czegoś się wytłumaczyć, lub o coś zapytać, ale w tejże sekundzie przerwano połączenie. Nieznajomy pierwszy powiesił słuchaw-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
26