kę. Po raz drugi niepokoić nie śmiała Irma — narazićby ją to mogło na zbyt wielkie nieprzyjemności.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Świtomirski, opuszczając mieszkanie swej przyjaciółki, miał w głowie ułożony pewien plan. Choć godzina była dość późna, wskoczył do taksówki i kazał się zawieźć na ulicę Hożą. Tam zamieszkiwał Ciemniowski.
Na szczęście, zastał go w domu.
Ciemniowskiego nie zadziwiły późne odwiedziny. Aczkolwiek dorobiwszy się na domach gry i bookmacherce znacznego majątku, udawał obecnie wielkiego pana, nie przyjmując oficjalnie zakładów a poprzestając na roli właściciela wyścigowej stajni — sam będąc graczem z natury dla niektórych „grubszych ryb“ czynił wyjątek. W ich liczbie znajdował się i Huba — oczywiście, o ile posiadał pokrycie. Huba znów wolał zakładać się prywatnie, postawienie bowiem dużej sumy w totalizatorze, w razie wygranej jego konia, bardzo znacznie obniżyłoby wypłatę.
Ciemniowski przyjął Świtomirskiego nad wyraz uprzejmie, z owym mimowolnym szacunkiem, jaki u dorobkiewiczów budzi nawet zbankrutowany potomek znakomitego rodu. Pochlebiało mu, iż jest z hrabią za pan brat. W głębi oczu zamigotało tylko zapytanie — przyniósł pieniądze, czy znów pocznie nudzić o kredyt.
Przysunął Hubie krzesło, poczem sapnąwszy ciężko, ulokował swą olbrzymią postać w przeciwległym fotelu. Ciemniowski był bowiem wysokim i tęgim mężczyzną, dzięki czemu śród dawnych przyjaciół nosił przezwisko „Byka“. Ponieważ obrażał się on za nie obecnie, zmieniono je w tym sensie, iż mianowano go — „lordem Bykiem“.