Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

Czyżby wczorajszy nieznajomy mówił prawdę i ów „demon“ stał poza żokiejskiemi i trenerskiemi machinacjami. Jeśli „Ruth“ wygra, wypłata nie będzie wielka. Zresztą ciężko posądzać mającego ją dosiadać anglika Smitha, który zdala się trzyma od wszystkich. Kasprzyk? Jakie ma wyrachowanie w przegranej „Magnusa“, wszak pozostaje „Ruth“? Musiałby przekupić Smitha. Niemożebne? Aż w głowie się mąci...
Tymczasem rozległ się sygnał, oznaczający, iż jeźdzcy mają dosiąść swych koni i udać się na start.
Zapanowało podniecenie. Właściciele, którzy pospieszyli wślad za żokiejami, wydawali ostatnie instrukcje. Ciemniowski z wielkim trudem, pomagając sobie ożywioną gestykulacją, coś tłomaczył swemu anglikowi, rozumiejącemu po polsku ledwie słów parę, na co ten poważnie kiwał głową. Kasprzak, z lekko ironicznym uśmiechem, słuchał paplaniny Kuka. Wysłuchiwał on zwykle: „uj, tak pan pojedzie“ spokojnie — a później jechał po swojemu, co do pasji doprowadzało małego bankiera.
Świtomirski, który dotychczas rozmawiał na środku „paddocku“ z paru panami, z kolei zbliżył się do Grota. Był nieco bledszy, niż zazwyczaj, a podkrążone siną obwódką oczy, świadczyły o nocy nieprzespanej.
— Nie będę panu dawał żadnych wskazówek, panie Grot! — rzekł — bo się lepiej pan na tem zna... Ale jedno powiem... Liczę na pana... „Magnus“ przegrać nie powinien... A w razie wygranej zechce pan przyjąć odemnie tysiąc złotych.
Grot skinął lekko głową. W duchu zaś roześmiał się ironicznie. Tu tysiąc... a tam dziesięć ty-

35