Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

Na trybunie członkowskiej sportsmani kiwali głowami. Doprawdy, trudno było rzec, na pierwszy rzut oka, który z tych dwóch koni jest lepszy. Ciemniowski uśmiechnął się z zadowoleniem.
Wnet za „Magnusem“ i „Ruth“, przegalopował „Grom“ — duży kary ogier. Aczkolwiek „popis“ ten mniejsze uczynił wrażenie i on posiadał zwolenników. Bankier Kuk, patrząc na swego „kracka“, cmoknął ustami, a redaktor Liwojczyk, w loży prasowej, jakimś dziennikarzom tłomaczył:
— Jeśli poprowadzi i dadzą mu się odsadzić... różnie wydarzyć się może... Zagram „Groma“...
Reszta koni, jak dawało się przewidzieć, mniejsze wzbudziła zaciekawienie. Publiczność tłumnie rzuciła się do kas, tworząc długie ogonki, a raz po raz rozlegały się podniecone wykrzykniki:
— Kto się dostawi na „Magnusa“?... Brakuje trzech złotych...
To tak zwani „sitwiarze“, gracze nie posiadający dość pieniędzy na całkowitą, dziesięciozłotową stawkę, poszukiwali przygodnych wspólników. Bowiem spółka nosi wśród niektórych sfer nazwę „sitwy“. A z demokratyzacją wyścigów, idzie demokratyzacja właścicieli stajen, no i graczy...
Grot, oczekując zanim czerwono-biała kula — sygnał startu — uniesie się ku górze, krążył teraz w kółko wraz z innymi współzawodnikami. Gonitwa miała się odbyć na dystansie dwóch tysięcy metrów — start więc następował na wprost trybun. Widział tysiące lornetek, skierowanych w jego stronę, tysiące oczu, utkwionych z nadzieją, życzących mu z całej duszy zwycięstwa... Zdala nawet spostrzegł Switomirskiego, który w milczeniu wpijał się wzrokiem w „Magnusa“, zajmując obecnie miejsce w loży wraz

37