Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

żyła się ona do słabszych koni i trzy z nich wyprzedziła łatwo. Tuż za nią, jakby do jej boku przypięty, szedł „Magnus“. Teraz gonitwa przedstawiała się w następujący sposób. Wysunąwszy się o parę długości prowadził „Grom“, za nim ze słabszych koni „Formoza“, dalej blisko „Ruth“ i „Magnus“.
Porządek ten nie zmienił się do zakrętu. Na zakręcie Smith wyrzucił mocno swą klacz i minąwszy błyskawicznie „Formozę“, począł się zbliżać do „Groma“.
— „Ruth“ wychodzi!... — tu i owdzie odezwały się śród publiczności głosy. — A „Magnus“?...
— Co? Niemożebne!... „Magnus“ odpada...
Istotnie, gdy „Ruth“ łatwo wyprzedziła „Formozę“ i „Magnus“, szarpnął się za nią, jakby chciał powiedzieć — na co dalej mamy czekać... Lecz Grot odruchowo wstrzymał go żelazną ręką... „Magnus“ nie wyminął „Formozy“ i doprawdy czyniło wrażenie, że nie posuwa się on naprzód, a odpada...
— „Magnus“ przegrał...
Switomirski poderwał się z miejsca w loży. Magnus przegrywał... Zawirowały mu przed oczami czarne i żółte koła... Nie wypowiedział ani słówka, lecz paznokcie jego kurczowo, boleśnie, niemal do krwi wpiły się w poręcz krzesła...
Tymczasem „Ruth“ zbliżała się do „Groma“ coraz bardziej. Jeszcze parę sekund — i zrównała się z nim niemal.
— Wygra, jak sama zechce! — zawołał ktoś na trybunie członkowskiej, a szeroka twarz Ciemniowskiego rozpromieniła się uśmiechem zwycięstwa...
— Psia krew! — zaklął Grot nagle.
Ręce jego, wstrzymujące konia, zwolniły uścisk.

39