Wreszcie, stwierdziwszy, że chłopcy zakończyli koło wyścigowców obrządki, zerknął na zegarek i spostrzegł, że dochodzi ósma.
Rzucił jeszcze parę instrukcji, poczem opuścił zabudowania stajenne i skierował się do bramy, prowadzącej na Plac Unji Lubelskiej. Z tamtąd skręcił w Polną.
Nie długo oczekiwał.
Może po upływie paru minut z głębi Polnej nadjechała taksówka i przystanęła w odległości paru kroków. Zmierzch już zapadał, a że samochód nie był oświetlony od wewnątrz, nie dawało się rozróżnić, kto się tam w środku znajduje. Natomiast uchyliły się drzwiczki, a z nich wysunęła się kobieca rączka, dając Grotowi znak, aby się zbliżył.
Pośpieszył na to wezwanie. Zajrzał do głębi taksówki i zdumiał.
Przed nim siedziała Irma Morena. Znakomicie znał z widzenia przyjaciółkę Switomirskiego.
— Czy hrabia?... — począł, sądząc, że artystka przybywa z jakiemś zleceniem od jego chlebodawcy.
— Głupcze! Co nas obchodzi hrabia! — zawołała piękna kobieta, wciągając go za rękę siłą prawie do wewnątrz. — Co nas obchodzi hrabia? Ledwie się pozbyłam tego durnia! Ja tak dawno ciebie pożądam...