Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

biego, a zabrawszy mu kochankę i czując się winnym wobec niego, chciał mu choć w ten sposób dopomóc.
— Panie hrabio! — rzekł z wielką mocą w głosie — O ile „Magnus“ wyjdzie na tor i do gonitwy stanie, ręczę, iż wygra każdy wyścig, w którym ja na nim pojadę... Nie tylko następny, ale i „Derby“...
Twarz Huby rozpromieniała.
— To tylko z ust pańskich pragnąłem posłyszeć! — zawołał.
Poczem uścisnąwszy dłoń żokieja, a nie obdarzywszy nawet spojrzeniem — o, niewdzięczny! — gniadego „Magnusa“, który obecnie okryty derką, a prowadzony przez Błaszczyka, powracał z „paddocku“ do stajni — popędził w stronę miasta.
W chwil parę później Świtomirski dzwonił do Ciemniowskiego.
— Zakład przyjęty! Zaraz przywiozę pieniądze!
Skoro Lisik był nieobecny, a Grot ręczył za wygraną mógł zaryzykować. A jeśli miał ryzykować, to czemu nie całą sumę. Natrętny wierzyciel da się udobruchać i zaczeka dwa tygodnie! Toć Hubę oczekują setki tysięcy. Zakład z Ciemniowskim, później „Derby“...
Zatarł z zadowoleniem ręce. Również z zadowoleniem zatarł ręce Ciemniowski...
W ten sposób, Świtomirski po raz drugi stawiał wszystko na jedną kartę. Niepomny był niedawnych emocji i pamięć miał krótką. Tak krótką, iż zapomniał nawet oddać portjerowi w „Citouche“ swą pięćdziesięciozłotową pożyczkę...

Grot, po ukończeniu swych czynności w stajni, również nie skierował się do domu, na Litewską.

54