Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

szy. Wiecznie — tak, lub nie... — Czy pan stale taki małomówny, panie Grot?
— Bo ja wiem!
— Muszę kiedy rozruszać pana! Albo pan strasznie nieśmiały, albo gnębią go jakieś troski. Przypuszczam, że troski.... Zawsze pan nachmurzony... Czy zgadłam?
— Nikomu trosk nie brak!...
— Lecz nie należy się martwić, jeśli kogoś oczekuje świetna przyszłość!
Wypowiedziawszy tę sentencję, tyczącą się zapewne świetnej karjery jeździeckiej Grota, panna zdecydowała się ostatecznie pożegnać żokieja i opuściła stajnię...
Odetchnął z ulgą...
Nie myliła się Tina Świtomirska i dobrze wyczuła intuicją kobiecą jego stan ducha. Trosk mu nie brakło — choć troski te nie odnosiły się do „Magnusa“, ani do spraw związanych z wyścigami... Przeciwnie. Co się tyczy poprzednich obaw, to te rozwiewały się powoli. Nic nie znamionowało, aby „nieznani“, lub nieznany figlarz, mianujący sam siebie „demonem wyścigów“ miał ponowić swe zakusy. Widocznie, dobrze ukarany stratą pięciu tysięcy, złożonych przez Grota na cel dobroczynny, miał dość i zaprzestał dalszej walki. Choć nadal strzeżono „Magnusa“, jak oka w głowie, a Błaszczyk wraz z nim sypiał w boksie, ze wszystkiego znać było, że minęło niebezpieczeństwo i nic nie stanie na przeszkodzie dalszym zwycięstwom konia.
Sam sezon wyścigowy, przez owe dziesięć dni, toczył się bez większych niespodzianek, a liczba „kantów“ na torze jakby zmalała. Grot jeździł kilka razy na koniach Świtomirskiego, dwa razy wygrał

63