Gościem tym był w średnim wieku mężczyzna, mówiący nieco zachrypłym głosem. Znajdował się on w sypialni Irmy, a pozostawał tak, jak wszedł w palcie z podniesionym kołnierzem i w głęboko na oczy nasuniętym miękkim kapeluszu. Wizyta trwająca dłuższą chwilę, snać obecnie miała się ku końcowi, bo nieznajomy powstając z miejsca, jakie zajmował, rzucił rozkazującym tonem:
— Masz wszystko wykonać, jak powiedziałem!.. Za długo trwa cała zabawa!
Po twarzy artystki przebiegł cień niepokoju. Z wyrazu jej twarzy nie znać było, aby ucieszyła się zbytnio otrzymanem poleceniem.
— A jeśli się nie zgodzi? — padło nagle z jej ust zapytanie.
— Wtedy... tamto... Rozumiesz!
— Boję się! — szepnęła.
— Boisz się? — ironja zadźwięczała w głosie nieznajomego. — Odkądże to pani Irma Morena stała się tak lękliwa? Hę, gadaj szczerze? Może żal ci Grota? Zakochałaś się w Grocie?
Irma nieco pochyliła głowę.
— Nie takam ja skora do zakochania! — mruknęła.
— Tem lepiej! Zresztą nie radziłbym ci się zakochać. Mogłoby to pociągnąć wcale niemiłe skutki. Ja w sentymenty się nie bawię i z nami żartów niema...
— Wiem...
— Skoro wiesz, postąpisz zgodnie z otrzymanem zleceniem... Albo tak... albo inaczej! Jutro koniec... Po wizycie Grota, zawiadomisz mnie natychmiast, żebym wiedział, na co się przygotować...
— Zatelefonuję! — odrzekła, odprowadzając nieznajomego do wyjścia.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.
66