Grot miał wielką ochotę zdzielić drepczącego obok chłopaka laską po grzbiecie. Powstrzymał się jednak. Ochrypłym tylko nieco z gniewu głosem zapytał:
— Więc cóż kazano ci powtórzyć?
— Żeby pan był koniecznie o dziesiątej wieczór na ulicy Belwederskiej... Tam on już odnajdzie...
— Ale... Kto?
— Demon wyścigów...
— Ach...
Chciał o coś jeszcze zagadnąć, lecz wyrostek snać spełniwszy swe zadanie, już zginął w półmroku.
Zaklął cicho. W dalszym ciągu nie ustawała naganka. Demon wyścigów...
Po jego przystojnej, wygolonej twarzy przebiegł nieokreślony uśmiech.
Tak, uda się tam i przekona...
Dopiero ósma... ma jeszcze przed sobą dwie godziny... Zajdzie do „Niespodzianki“, do której i tak zamierzał wstąpić i w tej knajpce poczeka...
Skręcił z Litewskiej w Marszałkowską i powoli szedł w stronę Placu Unji Lubelskiej. Szedł zamy-