Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiesz... Doprawdy się dziwię...
Ona również powstała ze swego miejsca i kładąc mu rękę na ramieniu, tłomaczyła:
— Tylko spokojnie! Spokojnie wysłuchaj mnie do końca, a później się oburzaj... Jutrzejsza przegrana w twojej karjerze nic nie znaczy, „Derby“ wygrasz... Tymczasem zdobędziemy pieniądze, potrzebne na założenie stajni... Będziemy żyli przez jakiś czas tak, jak dotychczas żyjemy, potem weźmiemy ślub... Nikt cię o nic podejrzewać nie zechce, bo wszyscy sądzą, iż jestem daleko zamożniejsza, niż się ma istotnie...
— Raz już — przerwał — proponowano mi rzecz podobną.... a nawet doręczono pięć tysięcy... Jakiś „demon wyścigów“... Wiesz co zrobiłem? Złożyłem u prezesa pieniądze na cel dobroczynny...
— Możeś i dobrze zrobił! — odrzekła, nie rozpytując go o szczegóły, ani o tajemniczego „demona“ — Gdybyś się zgodził mieliby cię w ręku i musiałbyś z niemi pójść i na inne szacherki... Któż wiedzieć będzie?... Ty i ja... W razie przegranej stoisz ponad wszelkiemi posądzeniami... Wiedzą, że nie dałeś się przekupić... Wynaleźć można jaknajnaturalniejszą przyczynę złej formy konia...
Grota nie przekonywały te argumenty.
— W żadnym wypadku tak mi postąpić nie wolno! — oświadczył nieco spokojniej. — Wiem, że Świtomirski postawił znaczną sumę na „Magnusa“... i gdyby koń nie zwyciężył, byłby poważnie zachwiany...
— Więc tobie więcej chodzi o Świtomirskiego, niźli o mnie, niźli o nas?... Wiecznie będziesz naiwnym chłopczykiem, który sądzi, że uczciwością daleko się w życiu zajedzie...

70