— Mogłem cię bardzo pokochać! Ale nawet dla twojej miłości nie przestanę być uczciwym człowiekiem! Toć inaczej można ułożyć życie!...
Ostatnie zdanie wypowiedział Grot z taką siłą, że zrozumiała, iż wszelkie dalsze perswazje są daremne. Teraz zawód wielki odbił się na jej twarzy, oczy zabłysły, a cofnąwszy się o parę kroków z gniewem zawołała:
— Głupcze! Nie gub mnie i siebie! Namyśl się jeszcze!
— Zbyteczny tu namysł! — odparł Grot. — Mam tylko jedno słowo...
— Idźże więc... idź!... Pędź na oślep w przepaść, z której chciałam cię wyratować! — wyrwał się jej okrzyk, poczem odwróciwszy się szybko wybiegła z saloniku.
Grot postał chwilę w zadumie. Nie rozumiał, z nad brzegu jakiej przepaści chciała ona go ratować. Wiedział tylko, że po dzisiejszej rozmowie zapewne nie ujrzy jej nigdy więcej. Żal jakiś go ścisnął za serce. Już chciał pospieszyć za Irmą z saloniku do sąsiedniej sypialni — ale namyślił się i skierował w stronę przedpokoju...
Gdy Grot odszedł, pochwyciła za słuchawkę telefonicznego aparatu. Głos jej drżał silnie i znacznego musiała użyć wysiłku, aby zabrzmiał on naturalnie przy rozmowie.
— Dureń skończony ten Grot! — oświadczyła, gdy ozwał się nieznajomy, któremu miała złożyć swoje sprawozdanie. — Osioł... i nic się z nim nie zrobi!.. Pocoście mnie wpakowali w tę całą historję!... Straciłam dziesięć dni czasu!... Należy postąpić inaczej...