Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

A to wszak „Magnus“! — wskazała na ogiera, obok którego stali — Z całej duszy mu życzę triumfu!...
— Dziękuje pani! — odparł, a w duchu zauważył — Łże, ani się zająknie...
— Pozostawię was na chwilę samych! — oświadczył Świtomirski, zauważywszy zdala znaki, jakie mu dawał któryś z członków towarzystwa — ale wnet powrócę...
Ledwie zdążył odwrócić się hrabia, Irma cicho szepnęła:
— Odpraw chłopca! Zaraz...
Grot zrozumiał.
— Błaszczyk! — rozkazał — w ubieralni zostawiłem w marynarce chustkę. Biegnij i przynieś natychmiast. Sam potrzymam „Magnusa“...
Chłopak, jak strzała pomknął w stronę garderób.
Tego tylko potrzeba było Irmie.
— Namyśliłeś się? — rzuciła przyciszonym głosem.
— Tak!
— I cóż? Czas nagli!
— To samo odpowiem, co i wczoraj! Dziwię się, że jeszcze nalegasz...
— Ostatnie twoje słowo?
— Irmo, gdybym wiedział, że o to dręczyć mnie będziesz, nie odprawiłbym chłopca.
— Nie ciężko ci ze mną się rozstać?
— Przerwijmy rozmowę...
— Boże! Jakam ja nieszczęśliwa...
Tu Irma, jakby chcąc ukryć cisnące się do jej oczu łzy, odwróciła się wstronę „Magnusa“ i jęła klepać konia po szyi. Ten z początku spokojnie znosił pieszczoty, lecz nagle, przestraszywszy się czegoś, szarpnął i skoczył do tyłu.

76