— Widzisz! — rzekł Grot — nawet on wyczuwa, że masz względem niego złe zamiary!
Irma poczerwieniała. Nie odparła jednak nic, gdyż już zbliżał się Świtomirski, a z drugiej strony pędem nadbiegał Błaszczyk.
— Nie znalazłem chustki, proszę pana!
— Nic nie znaczy! Musiałem zgubić!
W tejże chwili zabrzmiał dzwonek, wzywający jeźdźców do gonitwy.
Grot wskoczył na „Magnusa“ rad, iż unika dalszej rozmowy i nieprzyjemnej komedji przy Świtomirskim.
Za chwilę odbędzie się wyścig, wygra i znów choć na jakiś czas uspokoi się ten splot intryg, ota czający każde zwycięstwo „Magnusa“. Och, doprawdy, niesłodki jest los żokieja...
Zdenerwowanie, wywołane rozmową z Irmą opuszczało go stopniowo. Teraz myślał już tylko o tem, żeby wygrać najłatwiej i w najpiękniejszym stylu.
Zachęty nie brakło, Zewsząd słychać było okrzyki pełne zapału i przekonania:
— „Magnus“... ten dzisiaj pokaże „Ruth“, gdzie pieprz rośnie!...
Cała gra skupiła się na konia Świtomirskiego. W razie wygranej płaconoby zań najwyżej półtorej stawki. Bowiem „Magnus“ w pojęciu totalizatorowiczów był pewniakiem murowanym.
Grot spokojnie przystanął na starcie. Tym razem wyścig odbywał się na dystansie dwóch tysięcy i stu metrów.
Po paru nieudanych fall-startach, taśma uniosła się ku górze i rozpoczęła gonitwa. Grot ruszył pierwszy. Jadąc bezwzględnie uczciwie, zamierzył on zgoła inną taktykę.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
77