Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

ślony, nie zwracając uwagi na przechodniów, którzy tu i ówdzie odwracali za nim głowy. Również obchodziły go mało zachęcające spojrzenia kobiet. Jan Grot, bowiem, jeden z lepszych jeźdzców na torze, nie tylko cieszył się wielką popularnością wśród publiczności, ale był bardzo przystojnym, trzydziestoletnim mężczyzną, którego niejedna niewiasta chętnieby pochwyciła w swe sidła.
Demon wyścigów... Nowa próba... Ileż razy Grot już odtrącał z pogardą zakusy rozmaitych kombinatorów, bookmacherów i kolegów, zmierzające do wciągnięcia go w niewyraźne machinacje... Lecz obecnie sprawa przedstawia się znacznie poważniej...
Od początku sezonu, rzekłbyś, pojawiła się na torze tajemnicza szajka, reżyserująca niemal wszystko z matematyczną ścisłością. Przegrywały najlepsze konie — „gałgany“ odnosiły niespodziewane zwycięstwa. Faworyci zmieniali formę, biegając jaknajbardziej fantastycznie i zajmując przeważnie ostatnie miejsca, a „fuksy“ były stałem zjawiskiem. Choć publiczność poczynała mocno sarkać, a tu i ówdzie ukazały się w pismach złośliwe, pod adresem dyrekcji wyścigów wzmianki, sądzono, że to o oderwane żokiejskie „kawały“ chodzi, które prędzej czy później uda się ukrócić, nie zaś o zakrojony na szeroką skalę system. I Grot początkowo tak sądził. Lecz te nagabywania, obietnice, ba, nawet pogróżki, jakiemi zasypywano go od tygodnia, świadczyły, że rzecz ma się zgoła inaczej... Te listy z śmiesznym i pompatycznym podpisem — „demon wyścigów“ — no i te dzisiejsze w imieniu „demona“ wyznaczone mu spotkanie...
Lecz o cóż im właściwie chodziło? Może o „Magnusa“, którego miał jutro dosiadać?

6