Wiadomo, że „Magnus“ jest nie tylko szybki, ale wytrzymały, „Ruth“ tylko szybka. Reszta koni, się nie liczy. Odsadzając się znacznie, może tempem zarżnąć „Ruth“, a jeśli nawet nie zarżnie, to dawszy koniowi nieco wypocząć w połowie dystansu, a ponagliwszy go na narożniku, wyścig wygra o kilka, lub kilkanaście długości — „Ruth“ zaś finish‘ować może bezskutecznie, ile sama tylko zechce.
Zgodnie z tym planem jechał Grot, a rączość z jaką do biegu rzucił się „Magnus“, utwierdzała go tylko w myśli o łatwem zwycięstwie...
Tak upłynęła połowa dystansu. Tu Grot koniowi dał wytchnąć, poczem znów ruszył. Ze zdziwieniem jednak spostrzegł, że Magnus nie biegnie równie, jak poprzednio chyżo, zwalnia tempo...
Et, niemożliwe! to mu się tylko wydało...
Już blizko narożnik. Grot nie ogląda się jeszcze. Pocóż. Wszak tamte konie muszą być daleko w tyle. Czemu jednak nie sprawdzić?
Nie wytrzymał, zerknął i krew mu zbiegła do serca.
Pomiędzy „Magnusem“ a „Ruth“ przestrzeń nie wynosiła więcej, niźli parę długości i klacz Ciemniowskiego przybliżała się zwolna, lecz stale...
Grot całą siłą woli postarał się opanować. Czemuż się tak przejął? Widocznie przegapił tempo. Pchnie konia i odsadzi się znowu. Przecież jeśli nawet za blisko podpuścił „Ruth“, nie przegra wyścigu...
Wyrzucił konia do przodu — i teraz dopiero przeraził się nie na żarty. Koń zazwyczaj ambitny, energiczny, nie zareagował na ruch jeźdźca. Biegł coraz ciężej, niechętnie, ospale.
— Niemożebne...
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
78